.†.†.†.
Listopad cmentarz pusty
deszczu zimna lura
- to straszne - ktoś mówi
przestać kochać zmarłego
dlatego że umarł
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
31 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 |
07 | 08 | 09 | 10 | 11 | 12 | 13 |
14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 |
21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 |
28 | 29 | 30 | 01 | 02 | 03 | 04 |
Listopad cmentarz pusty
deszczu zimna lura
- to straszne - ktoś mówi
przestać kochać zmarłego
dlatego że umarł
Was było trzech aniołów
w koronach krwawych ogni,
byliście zbrodniom podobni
śnionym w nawach kościołów
i byliście jak harfy
pół-boże, pół-śmiertelne,
jak gromy niepodzielne,
a pełne niepokoju.
Ja byłem jeden, czysty,
nie naznaczony grzechem,
was było trzech aniołów -
trzy wiary wiekuiste.
A był to świt. Wiał wiatr.
Tabuny drzew się rwały
spośród sodomy małych
do nieznajomych spraw.
A pełno było boju
na ziemi i w obłokach.
Was było trzech aniołów,
a wiara za wysoka.
A pełno było krwi
na ziemi i w obłokach,
w sercu ciemność i trwoga,
w ustach milczenia krzyż.
Wtedyście ręce wznieśli
i tak palców nakazem
na klęsce mnie przykuli,
na trumnach - ciemnym głazem.
I stoją tak wśród wiatrów,
wśród śnieżyc, gdzie pochody
wygnańców i narody,
po których ślady zatrą
burze, gdzie grzmoty dziejów,
gdzie tylko śmierć nadzieją,
i stoję tak, i czekam
na dłoń, na głos człowieka.
O, jest was trzech aniołów.
Ja jestem jeden, czarny
jak ciemny ptak cmentarny,
wydarty snom na poły,
na poły w krwi poczęty,
w krzyż na poły zaklęty,
zimny, niepokochany.
Klimatycznie i zmysłowo musi dzisiaj być... usłyszę ulubiony głos, przy którym dreszcze przechodzą mi po plecach, osoby, którą równiez ubóstwiam...:) (pozdrówki Gadzinko od Wstręciucha :P ) zatopię się w niepowtarzalnych dźwiękach Closter, odpłynę przy Różach... dziwne jak cały czas się zmieniam, wolę spokojne, gotyckie rytmy...nie ruszają mnie już wrzaski i obijanie się między metalami na pogo, które przecież tak uwielbiałam... boli mnie to trochę, ze nie mogę znaleźć właściwego miejsca wśród ludzi, upodobań, charakterów... boli i to, że nie potrafię się przywiązać, a może nawet za bardzo się przywiązuje do kogoś\czegoś i za niedługo muszę to zmieniać... boli mnie ta oryginalność, rozpatrywana czasem jako rzecz, powodującą moją dumę... Skoro postrzegam siebie inaczej niż widza mnie ludzie, to kto ma rację i jaka naprawdę jestem?
zobaczymy jak dziś będzie...niebywale ciesze się, że tam będę ( mam nadzieję, że nic nie przeszkodzi w przejechaniu tych stu iluś tam km...jak zawsze mam prorocze wizje, do tego pesymistyczne...chociaż w tym względdzie nigdy się nie zmieniam..może to i dobrze..) cały czas boję sie wykrztusić te wazne słowa... wiem, że zburzyły by one wiele dobrych rzeczy...ale za razem jak długo uda mi się tłumić te emocje wstrętne i żądze...jak długo?
...zabierzcie ode mnie tę budę...
powoli, stopniowo, poprostu... nie wyrabiam...
zostawiam to, by nadrobić tamto, a jeszcze następnym mi się obrywa...
wrzeszczą na mnie, pretensje mają, nie rozumieją, ze tak mi nie pomagają, dołączają tylko do grona tych, których pasją jest ględzenie i znęcanie się nad biednymi uczniami...w każdym razie ciągłe marudzeniei powtarzanie tego, co już dawno wiem, sprawia tylko, że zrobię coś zupełnie odwrotnego, niż dany człek ględzący oczekuje...cóż..wolę dusić swoje problema i nie zawsze pragnę, by ktoś wyciągał je na wierzch... jak mi pomóc? na pewno nie wytykając mojej beznadziejności, bo po co tyle gadać? czyny...czyny są mi potrzebne... ale pewno człeki ględzące i tak źle zinterpretują te słowa (dopytujac sie potem jak więc nalezy je rozumieć...) i jeszcze większymi ględzeniami mnie obdarzą... niech darują lepiej... wtedy nie pomoże, nie zaszkodzi...
...whole life...
...with head in clouds...
(as it says some Goth..)