Bez tytułu
Już jutro zniknę...
chcecie? Wiem...
ja też.
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
31 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 |
07 | 08 | 09 | 10 | 11 | 12 | 13 |
14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 |
21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 |
28 | 29 | 30 | 31 | 01 | 02 | 03 |
Już jutro zniknę...
chcecie? Wiem...
ja też.
Boisz się…rozumiem Cię…
Czuję…
Twoja ręka drga…
czeka.
To nie stres, że czegos nie zdażę… to nawet nie jest poczucie jakiegos obowiązku… czynnikiem przez który cały czas się denerwuję i płaczę jest sama swiadomosć szybko upływajacego czasu. Pędzi, szalony, nie oglada się na nic… nie widzi, że się potknęłam i stłukłam kolano, że dogonić go nie potrafię, że może nawet nie chcę… usiadę na asfalcie i poczekam…aż przeminie na wieki…albo wróci, (co nigdy się nie stanie…)
Albo też… zabierze mnie ze soba Ktos biegnacy ta sama droga, za tym samym czasem…zatrzymam Go, niech tak nie leci na slepo, pójdziemy razem, powoli, czule… i czas już tak ważny nie będzie…o tak…
Więc chodz, pograżymy się w istnieniu…
Cos dziwnego dziać się zaczyna…ale co? Jakas grypa…udawała, że jej nie ma, spryciara… wylazła w najlepszym dla niej momencie… od dwóch dni chodzę jak zbita z tropu jakby przez… niewidzialna, gumowa piłkę… a to nic niedobrego, gdy dopiero po przejsciu kilkuset sporych kroków ta droga, stwierdzam, że jest zła… Może nie tyle zła co po prostu błędna…a co się robi z błędami, by nie przykrywać ich nowymi? Naprawia się? Nadrabia, porzuca, zgniata? Cokolwiek… nie potrafię…
Jakos…ciężko tak… się pisze, się żyje, się mysli…
"Czy zdanie okragłe wypowiesz,
czy księgę madra napiszesz,
będziesz zawsze mieć w głowie
tę sama pustkę… i ciszę.
Słowo to zimny powiew
nagłego wiatru w przestworze;
może orzezwi Cię…
ale…
donikad dojsć nie pomoże…"