To było dawno...
No to co, nie śpimy? Bo z Nim to takie dziwne rzeczy się dzieją… niby na imprezie działo się to co się działo tylko z powodu nietrzeźwego stanu jego umysłu a jednak, gdy nadarza się następna okazja, on robi dokładnie to samo.. tylko teraz chyba trochę mniej intensywnie, mając pewnie na uwadze minione wydarzenia.. ale mimo wszystko coś musi w tym być… bo niby nie wchodzi się dwa razy tej samej rzeki, inaczej mówiąc, nie popełnia się dwa razy tego samego błędu… więc może błędem nie były te chwile spędzone jakże mile… aczkolwiek za pokusę trza było odpokutować.. mianowicie tym, że podczas właśnie tej drugiej prawie identycznej sytuacji, ja muszę zachowywać się zupełnie inaczej, nie tak naiwnie i nierozważnie…a przecież w to ten „zakazany owoc” smakuje najlepiej… muszę, musiałam, a właściwie to uważałam za słuszne (choć na zastanowienie nie miałam praktycznie czasu) nieangażowanie się zbytnio, pokazanie, że jednak mam trochę tej godności i honoru, lojalności względem własnej siebie, pokazanie jemu, że jestem wierna ideałom, nawet w takim maleńkim stopniu, że ta potrzeba bliskości nie potrafiła mnie tak do końca opanować i jakoś jeszcze mogłam kierować swoimi emocjami, tym rzekomym mózgiem i wreszcie ciałem.. tak, mogłam mieć się pod kontrolą… mogłam… na dzień dzisiejszy nie mogę za bardzo, ciągnie mnie do tej osobowości, zawikłanej w swojej naturalności, czuję, że jakaś część mnie należy już do niego, i to nie ważne, że ten mały rozpustnik klei się do większości napotkanych kobiet, oczywiście nie podoba mi się to, aczkolwiek nie ma to w tym momencie znaczenia, nie na tym etapie znajomości… i co? Co z sobą zrobić? Przyjaźń? Kochanie? Na to drugie chyba nie ma szans…on chyba nie potrafił by tak szybko się zdecydować, która kobieta tak naprawdę działa na niego we właściwy sposób, w taki, jaki powinna… przyjaźń to co innego, lepsza, na pozór łagodniejsza... ale tak trudno sobie na nią zapracować, tak trudno zdobyć u drugiego człowieka te wszystkie czynniki, które później złożone w całość można nazwać przyjaźnią… tak trudno zdobyć zaufanie, pełną akceptację, tolerancję dla wad, nędznych przyzwyczajeń, poglądów, tak trudno jest się dopasować… w miłości tak samo…nie, mimo, że tak piękne to złe słowo… w związku…otóż tam tak samo jest trudno, tylko, że związek może skończyć się dużo wcześniej, a przyjaźń? Przyjaźń jest po to, żeby trwać, rozwijać się, kwitnąć, trzeba w niej czuć, że ma się kogoś wspaniałego, komu nie musimy się podobać, który mimo wszystko pokocha nas takimi, jakimi się staliśmy, bez względu na to, co myślą inni…przyjaciel jest dla nas, my zaś dla przyjaciela, jak się z tym nie zgodzić? Myślisz, że mamy szansę właśnie na to, co jest tak cenne? Zapytałabym się go…nie odpisuje, nie pojawia się, a ja tak się stęskniłam, nie wiedząc dlaczego, czuję, że coś iskrzy mi w środku, że jest rzecz, której warto poświęcić tę uwagę, choćby tylko dla upewnienia się, że jest słuszna i zawiera w sobie niejaką przyszłość, może nawet całkiem obiecującą.. ale jestem skłonna zrobić wiele, by odpowiedzieć sobie, „Czy jest szansa Czy warto?” jestem skłonna bo jestem to winna tej przyjaźni, która być może, jeśli tylko zdobędę nutkę nadziei, będzie potrafiła zaistnieć… może powinnam korzystać z chwili, może powinnam od razu wszystko wyjaśnić, może powinnam, nie wiem, wiem, że powinnam mieć tylko światełko w duszy, które, jeśli nagle się zapali, obejmie swoim płomieniem także serce i wszystko co nadaje sens istnieniu…