Doszłam do wniosku…właściwie to nie doszłam, ale uświadomiłam go sobie… Cały czas miałam nadzieję, że będzie inaczej, że jednak się uda… zapomnieć. Już nawet Go zignorowałam, niestety dzisiaj się okazało, że tylko zachowaniem…, bo w sercu dalej gnieździ się ta mała iskierka, która skrzyła się intensywnie przez cały ten czas… Tęsknię… ale nie za tym co mi robił, nie za tymi wszystkimi nieprzyjemnościami, które mi sprawił… po prostu tęsknię za Nim… Mało tego… (..usiadłam w fotelu, zastanowiłam się chwilę…) ja go nadal kocham. ( to uderzenie w sercu, ten jeden mocniejszy skurcz…) Nadal… choć teraz to coś innego… już nie staram się niczego naprawiać bo wiem, że naprawić się nie da… tak jak potłuczoną filiżankę… można skleić, ale i tak się rozleci… można zacząć wszystko od nowa… ale jaka jest szansa, że nie powtórzymy tego samego błędu? Szansa nikła… Mówiłeś to kilka razy, ale ja chciałam trwać, chciałam wierzyć, że wszystko może się zmienić, może być dobrze… ba… wolałam nawet cierpieć i płakać przez Ciebie, ważne, że powodem była niepewność… Muszę przecierpieć, wiem to… jeszcze więcej przyjaciół i rozmów z nimi, czasem tylko po to, by załatać ból i pustkę… nie odwlekę tego, muszę przetrwać po prostu, musi boleć, bo tak trzeba, bo mam to zapisane w życiorysie i nie uniknę nieszczęścia… a gdy jestem zajęta bezsensowną rozrywką, styk z rzeczywistością bardziej oszołamia… jak nagły blask przeszywa mózg…
Wierzyłam w Ciebie, wierzyłam Tobie, wiara mnie trzymała przy poczuciu szczęścia… wiara mnie uwięziła. Usprawiedliwiałam Cię… cały czas wszystko po to, by być blisko Ciebie… nie ważne czy skłócona czy przygnębiona, czy w jakikolwiek sposób zalęknięta przez Ciebie… istotna była obecność! Trwanie… Dlatego teraz jestem nawet spokojna wiedząc, że jesteś kilka ścian ode mnie… piętro wyżej czy niżej… świadomość, że jesteś tak blisko wpływa na mnie kojąco… Dlatego teraz…gdy usiadłam w fotelu… to dlatego poczułam tą pustkę… ta odległość… nie jestem w stanie Cię poczuć… wtedy przynajmniej wiedziałam, że jeśli tylko zechcę mogę Cię spotkać, minąć na korytarzu… a później odwrócić się i nużąco pociągnąć swój zaklęty wzrok za Tobą, ciepłe spojrzenie… bo lubię na Ciebie patrzeć, sam widok przyprawia mnie o dreszcze, daje poczucie radości. Kiedy tylko mogę spojrzeć… A teraz… pozostała mi tylko myśl. A może aż myśl…bo jest przesłodka, rozgrzewa mnie od wewnątrz, trzyma mnie w nadziei, którą czasem wydaje się straciłam… A myślę o Tobie codziennie… no ba… mogę na palcach policzyć chwile, kiedy nie ogarniasz mojego umysłu, jest ich tak niewiele… „jest między nami wiele ciszy… i bardzo mało słów… słów więcej boję się usłyszeć…”. Zostawiłeś mnie, okłamałeś i upokorzyłeś… jak to możliwe, że nie widząc najmniejszego światełka szansy, dalej kocham, dalej wierzę i mam nadzieję… tęsknię… suche łzy toczą się spod moich źrenic… spływają po policzku, żłobiąc skazę… już tyle czasu… a jeszcze nie stałam się pękniętą skałą…