Nie wiem, dlaczego tak jest… zawsze.. ale to zawsze potrafię przewidzieć jaki będzie następny dzień, oczywiscie gdy tylko ja mam na niego wpływ… wiedziałam że obleję ten pierniczony egzamin nie z barku umiejętności ale wręcz z nadmiaru ich pod względem „walczenia o swoje”… można czasem zacisnać język za zębami i jakos to zniesć…ale gdzie tam.. nie u mnie…zła jestem na siebie okrutnie i z chęcia przyłożyłabym sobie w ten pusty łeb : I tak samo przewidziałam wczorajszy dzień…wiedziałam, że nie będzie ciekawie… może zapeszyłam, może „wykrakałam” a może nie miało to z moja intuicja nic wspólnego. W każdym razie mało brakowało abym się przekręciła na tamten swiat…bardzo mało, jakiś metr od spróchniałej kory drzewnej. Niestety adrenalina była tylko chwilowa przyjemnoscia… „Głupi to ma szczęscie…” może i racja.. został mi tylko ostro nadwerężony kark, który boli przy każdym ruchu, poturbowane żebra, ból w okolicach potylicy, zawroty głowy, kilka omdleń…drobnostka. Rany jakie to banalne…ale gdzies musi być ujscie emocji...
...sama nie wiem co się ze mna dzieje... zerwałam się nagle z fotela i uciekłam pod prysznic. Zaczęłam łkać... tak bezlitosnie rozdzierajacy płacz...słabnace osunięcie się po scianie, łzy mieszajace się z zimna woda... i jak nigdy nie mam pojęcia dlaczego.
I cały czas robię cos niewiadomo po co, jestem niewiadomo dla kogo, milczę...