Aniołowi na dobranoc
Siedzę znowu na dnie. Szukam w szumie spadających łez,
tresci, która moja dusze popieści szczęściem. Ukoi cierpienie ,zagłuszy sumienie.
Nikt nie wie ze jestem ja ,nikt nie wie ze jest ulica ma,
nikt nie wie ze kot siedzi w ciemności na moim drzewie.
Patrzę prosto w oczy okiennicom kamienic, gdzie życie wolno snuje pajęczynę
wspomnień . Nad dachami mam kawałek księżyca skąpanego w gwiezdnych mgławicach.
Gdzieś w oddali melodie zastuka pociąg, co drogi do stacji w ciemności szuka.
Bawię się nastającą potem ciszą, w której myśli sobie wiszą , wisielcze.
Nie ma, dla kogo iść rano znów droga do końca dnia. Nie ma mnie, bo nie ma Cię.
Zostały mi słowa, których pełna jest moja głowa oraz obrazy Twojej twarzy.
Pragnę się rozpaść w miliardy nigdy nieistniejących czułych pocałunków,
które zmienione w gwiazdy rozświetlą innym noc .
Być tam gdzie byłam zanim się urodziłam. Może tam, nie byłam sama.
Dodaj komentarz